OPCW otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla za rozbrojenie Syrii z
broni chemicznej. Super, nie? Właśnie średnio super, bo od jakiegoś czasu to
wyróżnienie jest przyznawane za działania wojenne, które mają za zadanie
zaprowadzić pokój na świecie. Piękny paradoks, prawda? Mój prywatny pacyfizm ma dwa ograniczenia:
ludzka głupota i stwierdzenie, że pokój za wszelką cenę to zły pomysł. Pokój niekiedy równa się kompromis, czyli gdy zachodzi
zjawisko niezadowolenia każdej ze stron. Ale wtedy zazwyczaj znajdują się
odważni niezadowoleni, którzy swoją pazernością chcą osiągnąć to, czego pragną.
Brakuje jeszcze tylko sprawiedliwego sędziego. W tej roli chyba sprawdziłoby
się umiejące mówić kilkuletnie dziecko, którego umysł nie został jeszcze
skalany myślą patriotyczną. Taki kosmopolita w bardzo młodym wieku, któremu nie
zależy, który kraj wygra. A co z przekupnością takiego sędziego? Osobistość ta
powinna znać na własnej skórze w bardzo młodym wieku wszystkie oblicza świata.
Czyli potrzebujemy już przynajmniej dwóch pokoleń kompletnych kosmopolitan, aby
miał kto poprowadzić takiego brzdąca przez życie. I wisienka na torcie: młodemu nie chce się
sądzić takich głupot dorosłych. Marchewka i kij, czyli przekupność. Błędne koło
się zamyka. Idea rozbija się o skałę, na której napis głosi, że nie ma bezstronnych ludzi. I napis jest prawdziwy.
Dlatego więc ludzie o zbliżonych ideałach nie
powinni się łączyć w duże grupy. Cały problem polega na tym, że grupa daje
poczucie wsparcia, wspólnoty. Daje siłę.
I mamy w takich grupach ambitnych przywódców, którzy chcą rozpowszechnić swoje
ideały po całym świecie. Czyli co,
wszystkich dobrą mową nie przekonasz, zawsze znajdzie się ktoś, kto po
prostacku wytknie twojemu myśleniu błędy. Przebiegły przywódca wtedy
powiedziałby „Tak, masz rację, powinniśmy to zmienić” i wziąć w swoje szeregi
opozycjonistę. Ale reszta, dla której ten punkt był swoistym sacrum się buntuje, zaczyna
szykować intrygi, plany, a w końcu oręż. Co robi przywódca? „Bez paniki, on tu
jest po to, aby przekonać go, że to my mamy rację”. „Dzień dobry, pranie mózgu
raz proszę, tylko takie, które mi usunie nieprawidłowe myślenie. W ogóle usunie
mi myślenie.” Tak, złą stroną dużych grup jest filozofia tłumu i chęć
przynależności, bo wtedy czujemy się silni i nietykalni oraz dostajemy w prezencie świadomość, że nasze myślenie
jest prawidłowe. Zamykamy się na inne możliwości, własne, logiczne myślenie
idzie w kąt. Opierając się na stwierdzeniu, że religia to grupa osób o
wspólnych ideałach, przedmiotach wiary i zasadach, dochodzimy do stwierdzenia,
że wiara tak, religia nie. Wiara, ale
nie bezmyślna, tylko taka, która generalnie nie ma w założeniu wyrządzenie
komukolwiek krzywdy. Nie wszyscy będą się tego założenia trzymać, musimy mieć
taki margines błędu. Co wtedy? Wtedy nie obchodzą nas pozostałe jednostki, aż
nie zaczną robić nam krzywdy. Na taką okazję trzeba mieć przygotowaną swoistą
tarczę bez miecza. My im nie róbmy krzywdy, przecież to byłby kij w mrowisko i
większe straty. A po co tracić? Dla ideałów?
Te jednostki, które potencjalnie mogą stracić jakąś wartość, nie tylko
materialną, w walce powinny mieć wybór. Bez żadnych honorowych czy szlachetnych
idei. Nie powinny być wywyższane, choć mają na celu dobro innych jednostek,
czyli korzyść. Powinien być wybór, bez przymusu,
piętna, przysłowiowej marchewki czy kija. To my powinniśmy decydować o tym, co
zrobimy. Oczywiście fajnie by było, gdyby te działania miały na celu korzyść
bez strat. Szkoda, że tak się nie da zbyt często. Jednak człowiek to zwierzę
stadne i zepsute przez cywilizację, czyli przez samego siebie. I tak wszyscy
umrzemy.
I w tym momencie dochodzimy do życia wiecznego. Phi… po życiu doczesnym wolę zrobić coś
pożytecznego dla świata i po wszelkim możliwym pozbawieniu mojej sztywnej osoby
przydatnych dla innych organów wolę stać się solami mineralnymi, które
wykorzystane zostaną przez rośliny, do produkcji glukozy i tlenu. Ale jeśli
istnieje coś po śmierci i osoba, która ewentualnie skorzysta na moim zejściu
skrzywdzi słabszą istotę, to zrobię mu niespodziankę, niemiła niespodziankę.
Tlen ma tą jedną wadę, że jest wykorzystywany przez ludzi do wytwarzania
energii, a ona zbyt często do krzywdzenia bezbronnych istot. Oczywiście później
roślinka albo zostanie zjedzona, albo rozłożona w ziemi, ale skorzysta na tym inna roślinka albo roślinożerca. Czyli
odwieczne prawo natury. Cywilizacja stara mu się przeciwstawić szlachetnością i
wyższym dobrem, hasłem honoru, który jest oddzielną tak naprawdę sprawą. Level failed, civilization.
Może dwa powyższe akapity są sprzeczne, ale to tylko
dlatego, że pierwszy jest założeniem o idealnym świecie, a drugi traktuje tylko
o tym, o czym w pewnym chociaż stopniu mogę zadecydować, ot, i różnica. Tak, w
drugim wypadku pokierowałam się wyższym dobrem. Jest to zgodne z moimi
poglądami, nie jestem do tego przymuszona ani zachęcona, a czas po moim
„odwaleniu kity” średnio mnie interesuje, nawet jeśli ktoś miałby zamiar mnie
wykopywać. To i tak będą tylko resztki, które można jeszcze jakoś spożytkować,
więc bierzcie i korzystajcie z nich wszyscy, albowiem tylko po śmierci
wszystkich neuronów w moim mózgu, bo „kładę na to lagę”.