niedziela, 27 lipca 2014

Od kopniaków do filozofii

Jest tyle osób, które mam nieprzemożoną ochotę kopnąć w rzyć. I fizycznie, i mentalnie. To tak naprawdę bez znaczenia, jak.  Byle skutecznie i na wieki wieków amen. W niezaprzeczalnej obronie mojego życia psychicznego, oczywiście. Ludzie to stado "szkudnych" poczwar, które bez większego przemyślenia - którym notabene się tak szczycą - niszczy wszystko na swojej drodze, żeruje do wyjałowienia aktualnie zajmowanego miejsca i okolic. Biorą wszystko, co wpadnie im w górne kończyny chwytne i nie daje nic pozytywnego w zamian. To jest straszne. Gatunek ludzki troszczy się tylko o siebie, mimo że w tylu przekazach umoralniających ma sie opiekować całym światem. Dajcie mi lepsze okulary, bo coś tej troski nie widzę. Po co filozofowie wymyślili bezinteresowność, skoro w tym świecie bardzo trudno taką czyściuteńką bezinteresowność znaleźć? W każdym razie udowadnia to tezę, że warunkiem twojego istnienia wcale nie jest byt, tylko przekazy werbalne i niewerbalne dotyczące w jakiś sposób ciebie. Znaczy bazyliszek istnieje, tylko że w formie legend, na ten przykład.